WYWIAD: BARTOSZ WĘGLARCZYK

Bartosz Węglarczyk
Bartosz Węglarczyk

BARTOSZ WĘGLARCZYK: NIESŁABNĄCA CIEKAWOŚĆ ŚWIATA I LUDZI

Bartosz Węglarczyk, prowadzący weekendowe wydania programu „Dzień dobry TVN”, może pochwalić się ogromnym i niezwykle różnorodnym doświadczeniem dziennikarskim. Trudno uwierzyć, że nigdy nie planował pracy w mediach! Lubi poznawać fascynujących ludzi i miejsca, kocha Waszyngton i jako korespondent niejedno przeżył... Specjalnie dla widzów ITVN dziennikarz zdradza m.in. jakie doświadczenia zawodowe najbardziej na niego wpłynęły, o jakich wyzwaniach marzy oraz co go łączy z czworonogami.

Wolisz przeprowadzać wywiady czy być przepytywany?

Oczywiście wolę robić wywiady. Jestem dziennikarzem już od dwudziestu paru lat. To zawód, o którym jako młody chłopak nigdy nie myślałem, ale gdy już zacząłem go wykonywać, doszedłem do wniosku, że jest najlepszym zajęciem na świecie. Generalnie nie lubię udzielać wywiadów, ponieważ od opowiadania o sobie o wiele ciekawsze jest dowiadywanie się czegoś o ludziach. Wolę słuchać.

Jako dziecko miałeś zadatki na dobrego słuchacza?

Nie, bo jak zadawałem pytania mojemu psu, to nie odpowiadał… (śmiech)

Właśnie! Podobno pies zadecydował też o wyborze Twojej ścieżki kariery…

Mój pies podczas jednego ze spacerów zaprowadził mnie do redakcji „Gazety Wyborczej”. Poszedłem za nim i tam właśnie dostałem pierwszą pracę.

Wybrałeś ten zawód również dlatego, że kiedyś nie wiązał się ze wczesnym wstawaniem?

Poranne pobudki są największą katastrofą! Rzeczywiście w zawodzie dziennikarskim podobało mi się to, że kolegia w gazetach są stosunkowo późno i w związku z tym można było zawsze się wyspać. A ja kładę się najwcześniej o drugiej czy trzeciej w nocy. Dziś nie tylko telewizja poranna, ale i radia czy Internet działają zupełnie inaczej. Nie jestem w stanie przyzwyczaić się do porannego wstawania, więc piję bardzo dużo kawy. Ekipa „Dzień dobry TVN” wie, że trzeba mi jej dostarczać, bo inaczej jestem po prostu koszmarnym gburem. W weekendy, kiedy nie prowadzę programu, ciężko jest mi wstać na tyle wcześnie, żeby zdążyć go obejrzeć.

Zanim sytuacja zmusiła Cię do porannego wstawania, by pojawiać się w telewizji śniadaniowej, przez piętnaście lat pracowałeś jako korespondent „Gazety Wyborczej”. Żyłeś w Moskwie, Waszyngtonie i Brukseli – którą z tych placówek wspominasz najlepiej?

To były trzy zupełnie różne placówki. Moskwa była pasjonująca, ponieważ oglądałem rozpad Związku Radzieckiego – absolutnie fantastyczne i niezwykle pociągające wydarzenie. Z drugiej strony w tym mieście żyło mi się najtrudniej, bo moja praca przypadała na najgorsze lata biedy i kryzysu w Rosji. W Brukseli stacjonowałem w okresie negocjacji Polski z NATO i z Unią Europejską, więc też bardzo dużo się działo. W Stanach z kolei obserwowałem wszystko, co wydarzyło po 11 września 2001 roku. Kocham Waszyngton i nie ukrywam, że jestem Amerykanofilem. Zostawiłem tam połowę swojego serca. Uważam, że stolica USA to moje miasto w równym stopniu co Warszawa, w której się urodziłem.

Często spotykałeś Polaków mieszkających za granicą?

O tak! Kiedyś poleciałem z prezydentem Kaczyńskim do Chicago i uczestniczyłem w wielkim balu Polonii na jego cześć. Podchodzili do mnie ludzie, by robić sobie zdjęcia, bo znali nas z polskiej telewizji. W Las Vegas dostałem super zniżkę na bardzo elegancki hotel, ponieważ okazało się, że pani w recepcji jest Polką, która ogląda „Dzień dobry TVN”.

Można pomyśleć, że praca korespondenta wiąże z samymi przyjemnościami, ale nie do końca tak jest. Co w Twoim wypadku stanowiło największą trudność?

Najtrudniej oderwać się od rodziny i przyjaciół, choć dziś jest prościej, bo można codziennie widywać się i rozmawiać przez Skype. Gdy ja mieszkałem za granicą, takie rozwiązania wcale nie były oczywiste. Rozłąka z bliskimi nie należy do rzeczy łatwych, natomiast zawodowo praca korespondenta niezwykle mnie fascynuje. Gdyby nie te piętnaście lat spędzonych poza Polską, nie byłbym tym, kim teraz jestem.

„Oderwanie” to nie jedyne ryzyko związane z tą pracą. Zdarzały się ekstremalne sytuacje?

Kiedyś w Mołdawii z fotoreporterem Krzyśkiem Millerem spędziliśmy dwa dni, leżąc na brzuchu w okopie, ponieważ strzelał w nas snajper. Nie można było nawet się wychylić, a my pozostawaliśmy tam bez jedzenia i picia. Snajper zginął. Potem wracaliśmy z tego okopu transporterem opancerzonym i czterokrotnie strzelano do nas z wyrzutni pocisków przeciwpancernych. Cztery razy te pociski – beznadziejnej produkcji radzieckiej – nie eksplodowały. Żołnierz powiedział nam, że jeśli któryś z nich wybuchnie, wszyscy zginiemy.

Nie zamierzałem jeździć na wojny, lecz – jak już mówiłem – zajmowałem się Związkiem Radzieckim, który rozpadał się w dziesiątkach konfliktów. Przeżyłem więc sporo takich sytuacji, ale w którymś momencie, pod wpływem bliskiej mi osoby, zrezygnowałem.

Bartosz Węglarczyk
Bartosz Węglarczyk
Źródło: TVN / Cezary Piwowarski

Bartosz Węglarczyk

Jak po tym wszystkim odnajdujesz się w często niedocenianej telewizji śniadaniowej?

Lubię spotykać nowych ludzi i wydaje mi się, że jest to cecha wspólna i dla dziennikarzy, którzy jeżdżą na wojny, i dla tych, którzy prowadzą poranne magazyny. W zupełnie różnych warunkach, ale po prostu poznajemy ludzi, a ja zawsze lubiłem rozmawiać i zgłębiać historie innych osób. Różnorodność i duża liczba gości to cała tajemnica mojej miłości do telewizji śniadaniowej.

Dzięki „Dzień dobry TVN” podróżuję do miejsc, w których inaczej nigdy bym nie odwiedził. Widziałem m.in. tydzień mody w Moskwie i proces powstawania helikopterów Sikorskiego w Ameryce, byłem na planie filmu „Wałęsa” i rozmawiałem z Andrzejem Wajdą. Przeprowadzałem wywiad z Sharon Stone, spędziłem weekend w Krakowie z Mikiem Tysonem… Trudno jest znaleźć inną pracę, w której można zobaczyć tak wiele rzeczy i przeżyć tak wspaniałe wydarzenia!

To dlatego na propozycję pracy w „Dzień dobry TVN” zgodziłeś się niemal natychmiast? Wcześniej odrzucałeś wiele ofert.

Po pierwsze, zaufałem dyrektorowi Miszczakowi. Na początku myślałem, że to jest absurdalny pomysł i nie widziałem siebie w takim formacie. Jednak skoro dyrektor uważał, że się nadaję, to stwierdziłem: „coś w tym musi być”. Drugim powodem była Kinga Rusin, z którą znamy się od lat. Spotkałem ją w Ameryce i prywatnie bardzo ją lubię. Kiedy dowiedziałem się o możliwości prowadzenia tego programu z nią, pomysł natychmiast mi się spodobał.

Kinga, związana z telewizją od lat, pomagała Ci w pierwszych dniach wspólnej pracy?

Na początku nie miałem pojęcia, jak robi się tego typu magazyn. Odbyłem tylko jedną próbę, a po niej trzeba było pokazać się na żywo w telewizji. Prowadziłem wcześniej program w mniejszej stacji, ale skala oglądalności „Dzień dobry TVN” jest nieporównywalnie większa. Uczyłem się od Kingi, która mnie dyskretnie kopała, szeptała na ucho, szturchała, a w przerwach tłumaczyła mi, dlaczego to, co zrobiłem na wizji jest idiotyczne.

Teraz oboje macie już spory staż. Czy nadal zdarzają się goście lub sytuacje, które Was onieśmielają?

Osobiście lubię wyzwania i niespodziewane sytuacje na wizji. Przyznaję szczerze, że kamera w ogóle mnie nie stresuje. Trzeba opanować elementy techniczne tej pracy, a reszta stanowi samą przyjemność. Lecz kiedy do studia przychodzą osobistości takie jak Krzysztof Penderecki, czuję, że przede mną wielkie wyzwanie i serce bije mi szybciej. Takim onieśmielającym gościem była też profesor Michalska – fizyk, dyrektor badawczy CERNU, osoba nieprawdopodobnie inteligentna z niewiarygodnymi osiągnięciami. Moim marzeniem jest zrobienie wywiadu z zespołem The Rolling Stones i myślę, że byłoby dla mnie wielkim problemem zadać im jakiekolwiek pytanie. Pewnie padłbym na kolana i zaczął płakać.

Jesteś fanem nie tylko dobrej muzyki, ale i kina.

Oboje z Kingą uwielbiamy kino, ale oglądamy zupełnie różne filmy. Jeżeli jakaś produkcja bardzo podoba się Kindze, to istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że mi zupełnie nie przypadnie do gustu. I na odwrót. Lubimy sprzeczać się na temat filmów.

Jakie jeszcze tematy potrafią Was poróżnić?

Na wiele kwestii patrzymy tak samo, ale rzeczywiście zdarza się, że mamy odmienne opinie. Uwielbiamy dyskutować i bronimy własnego zdania, co według mnie jest korzystne dla widzów, którym nie serwujemy tylko jednego punktu widzenia. Kinga wiele w życiu osiągnęła, więc każde spięcie z nią jest pouczające również dla mnie. By stworzyć taką relację, trzeba się wzajemnie bardzo szanować.

Czy doświadczenia ze studia przenikają do Waszego życia prywatnego?

Po programach zawsze chodzimy z Kingą na wspólne śniadania. Jak poznamy na antenie kogoś interesującego, np. ostatnio współpracowników profesora Religi, pół poranka spędzamy, rozmawiając o naszych gościach. Lekarze są fantastycznymi rozmówcami o wielu pasjach, również ekstremalnych, takich jak motory czy spadochrony.

Skoro mowa o pasjach, masz wielką słabość do czworonogów – i nie tylko dlatego, że jeden z nich wskazał Ci ścieżkę kariery. Opiekujesz się obecnie jakimś psem lub kotem?

W tym momencie nie, bo nie pozwala mi na to mój tryb życia. Jednak przez wiele lat miałem zwierzęta i cały czas wspieram rozmaite instytucje, które je ratują. Jestem wielkim przeciwnikiem kupowania psów i kotów z hodowli, dlatego pomagam ludziom decydującym się na adopcję. Dosłownie przed chwilą sms-owałem z koleżanką, która zakłada fundację na rzecz bezdomnych zwierząt. Pomagam jej prawnie i finansowo, by jej pomysł został zrealizowany.

Mimo wielu skrajnych i nieraz dramatycznych doświadczeń pozostajesz osobą wrażliwą?

Przede wszystkim uwielbiam poznawać ludzi z pasją: zaangażowanych i kochających to, co robią, niezależnie czy są to lekarze, naukowcy, aktorzy, czy działacze społeczni.

Dziękuję za rozmowę.

NA WAKACYJNE ODSŁONY PROGRAMU „DZIEŃ DOBRY TVN” ZAPRASZAMY W WEEKENDY O GODZ. 8.30 (CET – BERLIN, PARYŻ), 8.00 (CDT – CHICAGO) i 9.00 (EDT – NOWY JORK, TORONTO) NA ANTENĘ ITVN.

Rozmawiała Iga Kamińska (ITVN)

Bartosz Węglarczyk – dziennikarz od 1989 roku związany z „Gazetą Wyborczą”. W pierwszej połowie lat 90. był korespondentem w Moskwie i w Brukseli, a w latach 1998–2004 w Waszyngtonie. Nagrodzony przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich Nagrodą im. Kazimierza Dziewanowskiego za artykuł "Przez pięć kręgów" opisujący kampanię w USA na rzecz wejścia Polski do NATO. Częsty komentator wydarzeń krajowych i międzynarodowych. Był też związany z Superstacją. Od 2007 roku prezentował autorskie przeglądy prasy w „Dzień dobry TVN”, a w 2008 roku dołączył do Kingi Rusin, by prowadzić weekendowe wydania programu.

podziel się:

Pozostałe wiadomości

TOP MODEL

TOP MODEL

SZADŹ 3

SZADŹ 3

PATI

PATI

KUCHENNE REWOLUCJE

KUCHENNE REWOLUCJE

DETEKTYWI

DETEKTYWI

DZIEŃ DOBRY TVN

DZIEŃ DOBRY TVN