TAMARA ARCIUCH W WYWIADZIE DLA ITVN

DRUGA SZANSA
DRUGA SZANSA

JAK ŻYĆ W ZGODZIE ZE SOBĄ, OPOWIADA TAMARA ARCIUCH

Jest niezwykle pogodną osobą, radosną mamą, doświadczoną aktorką, która wciąż doskonali swój warsztat. Cieszy się z każdej chwili, jaka nadarza się w życiu, dba o szczęście rodzinne i miłość. Jak sama mówi, większą ma siłę w sobie, jeśli robi to, co uważa za słuszne. W wywiadzie dla widzów ITVN Tamara Arciuch opowiada o swojej pracy zawodowej, podejściu do ludzi oraz planach na przyszłość. Zdradza również sekret sukcesu produkcji „Druga szansa”, dzieląc się swoimi spostrzeżeniami na temat postaci Kingi, w rolę której wciela się w serialu.

Jaki ma Pani przepis na szczęście?

Może to banał, co powiem, ale staram cieszyć się ze wszystkiego, co dostaję od życia i naprawdę doceniać drobne wydarzenia, chwile, które dzieją się teraz i tu. Często ludzie skupiają się na pędzie i gonieniu za czymś, co będzie jutro, pojutrze, kiedyś. Planujemy, a chwile, które przeżywamy w danym momencie, uciekają nam. Potem oglądając się wstecz, nagle nie wiemy, co przeżyliśmy.

Co w takim razie dla Pani jako aktorki jest ważne? Jak odbiera Pani swoją popularność?

Gdy zaczynałam karierę aktorską, skupiałam się na tym, aby dużo pracować, a popularność pojawiła się dopiero później – jako dodatek czy też tzw. skutek uboczny mojej pracy. Niespecjalnie o nią zabiegałam, a nawet na pewnym etapie dość mi dopiekła. Obecnie stanowi w mojej karierze uzupełnienie, ale nigdy się na niej nie skupiam. Czasem trafiają mi się sytuacje, że ktoś mnie rozpozna a nie pamięta, gdzie dokładnie grałam. Ludzie często myślą, że oczekuję, by mnie znali i zaczynają przepraszać. To dość niezręczne, ale jednocześnie zabawne sytuacje. W każdym razie na pewno od nikogo nie wymagam, by mnie rozpoznawał.

Jednak pracy przy filmach i serialach często towarzyszy rozpoznawalność. Gdzie natomiast czuje się Pani lepiej – na dużym ekranie, w teatrze czy produkcjach telewizyjnych?

Duży ekran ostatnio niespecjalnie się o mnie upomina, a film stanowi na pewno dziedzinę, za którą każdy aktor tęskni. On pozostaje na taśmie i najczęściej daje trudniejsze zadania niż serial, aczkolwiek mam szczęście również do fajnych projektów serialowych. Praca w serialu i filmie zasadniczo jest podobna, jeśli chodzi o specyfikę – najpierw aktor czeka na swoje ujęcie, następnie trzeba się skupić na kilka – kilkanaście minut, a potem znów nadchodzi przerwa. Teatr różni się tym, że kontakt z widzem, konfrontacja z nim i wymiana energii następują od razu. Ja lubię wszystkie te płaszczyzny i nie mogę powiedzieć, że którąś z nich preferuję, bo każda ma po prostu inne zalety.

W serialu „Druga szansa” wciela się Pani w postać, która wie, czego chce i umie o to zawalczyć. Co Pani zdaniem stanowi o sile Kingi?

O Kindze trudno z pewnością powiedzieć, czy jest wyłącznie postacią pozytywną, czy negatywną. To człowiek, który łączy w sobie różne cechy. Duży wpływ na nią, i tak też konstruowałam jej osobowość, ma fakt, że wykonuje pracę lekarza, ale równolegle ma za sobą bardzo samodzielną przeszłość. Po problemach z synem zdecydowała o wyjeździe do USA, więc sama wyjechała w nieznane, podejmując ryzyko i tracąc męża. Rzadko się rozkleja i nie daje się porwać emocjom. Tacy ludzie chyba istnieją…

Czyli można odebrać ją nawet jako super-bohaterkę?

Rzeczywiście, może dwa razy zdarzyło jej się wzruszyć, choć nawet w obliczu choroby przyjęła wszystko na klatę, nic nikomu nie mówiąc. Nie wiem, czy to cecha pozytywna, tutaj już odwołuję się do życia, abstrahując od serialu, bo chyba jednak powinniśmy uczyć się mówić o sowich emocjach, komunikować otoczeniu swoje potrzeby. Przeciwne zachowanie może wywoływać w ludziach zbędne blokady lub bezpodstawne pretensje.

Jakie więc cechy uważa Pani za szczególne atuty kobiecej siły?

My kobiety jesteśmy chyba przede wszystkim dobrze zorganizowane, potrafimy działać na różnych polach i pamiętać o wzniosłych sprawach, a przy okazji o tym, że trzeba wstawić pranie (śmiech). Sama uprawiam zawód artystyczny, ale jednocześnie prowadzę dom i to się absolutnie nie wyklucza. Kobiecą siłą jest na pewno dyplomacja oraz cierpliwość, bo mężczyźni chyba bardziej się zapalają do działania. Aczkolwiek osobiście nie lubię podziału na cechy typowo kobiece, czy męskie, unikam generalizacji, ponieważ różni są ludzie – na pewno zdarzają się panie mające cechy charakteru dość męskie, ale i na odwrót.

Jeśli już mówimy o różnych charakterach. Na ile identyfikuje się Pani z Kingą? Czym się różnicie, a w czym jest podobna do Pani?

Gdybym widziała, że w życiu męża, którego sama zdecydowałam się opuścić, pojawiła się inna kobieta, a uczucia ukochanego partnera wygasły, to w takiej sytuacji raczej bym się usunęła i tym się różnimy. Nie krążyłabym wokół niego i nie łudziła się, że moja ponowna obecność coś zmieni, zdecydowanie darowałabym sobie takie zabiegi. Trudno powiedzieć, co nas łączy... Konstruując bohatera, skupiam się zawsze na treści, choć osobiście, podobnie jak Kinga, nie afiszuję się, gdy doskwierają mi problemy. Raczej wolę pokazywać się z tej optymistycznej strony i nie epatować negatywnością. W samej zaś chęci walki Kingi o szczęście rodzinne nie ma moim zdaniem nic złego. Można w życiu popełnić błąd i starać się później odzyskać to, co stracone. Przychodzi jednak taki moment, że człowiek powinien wiedzieć, kiedy odpuścić i mądrze ocenić sens podejmowanych zabiegów. Miłości na pewno nie da się na siłę odzyskać.

Czy Kinga w takim razie ostatecznie odpuści?

Siłą rzeczy odpuści, akurat teraz mamy ten etap, że usuwa się, oddaje pole Monice i wyjeżdża do Bostonu. Nadszedł ten moment, kiedy i w jej wypadku przyszło zrozumienie i przyjęła do wiadomości, jak nielogiczne byłyby dalsze próby osiągnięcia tego, co niemożliwe. Jest jej na pewno przykro, boli ją to, ale nie odkręca swojej decyzji, gdy słyszy, że Marcin z nią nie jedzie. Ma nadzieję, że może podczas wyjazdu czeka ją coś jeszcze i ponownie wybiera karierę zawodową, ucieka w pracę.

Pani również wciela się w postaci zarówno antagonistyczne, jak i pozytywne lub spajające minusy i plusy. Jak odnosi się Pani do ról, które są silnymi osobowościami?

Mówiąc szczerze, chciałabym zagrać już kogoś kompletnie innego (śmiech), bo często dostaję role zimnych kobiet, które mają stanowić taki kontrapunkt do pozytywnych bohaterów. Kończą mi się więc pomysły, żeby je jakoś różnicować i marzę o zagraniu postaci stuprocentowo wesołej, optymistycznie nastawionej do życia – bardziej zbliżonej do mnie prywatnie. Choć nie neguję, że silne postaci pozwalają też odkryć w sobie zupełnie inne pokłady, o które nawet można siebie nie podejrzewać.

Która z dotychczasowych ról filmowych lub teatralnych sprawiła Pani największą radość i dlaczego?

Na pewno inaczej podchodzi się do zawodu, gdy jest się młodym, ma się wówczas taką nadzieję, że z każdą rolą zmieni się bieg kariery (śmiech). Teraz wszystko dzieje się bardziej spokojnie, co nie oznacza oczywiście braku mojego entuzjazmu. Role często odbieramy przez pryzmat kontaktu z ludźmi i takim śladem, który odcisnął się na mojej karierze było „Wesele” i spotkanie z Wojciechem Smarzowskim. Znacząco wpłynęła na mnie także praca z Januszem Mongersternem, zetknięcie się z jego podejściem do aktora było wręcz dla mnie niesamowite. Z serialowych roli wspominam Karolinę Łapińską z „Niani”, która mimo drugoplanowości była rolą bardzo wyrazistą, zapadającą głęboko w pamięć.

A jak prywatnie postrzega Pani siebie?

Jestem dość zachowawczą osobą. Zanim się w coś rzucę, czemuś poświęcę, towarzyszy mi dużo obiekcji, przemyśleń. Nie mam w sobie pewności siebie tak pożądanej w dzisiejszych czasach i też już się nie zmienię. Nagle nie stanę się gwiazdą podbijającą każdy bankiet czy ściankę (śmiech). Wiem, że muszę żyć w zgodzie ze sobą. Zdarzyło się, że byłam dość chłodno odbierana, tabloidy też kreowały swojego czasu taki właśnie mój wizerunek. Wtedy starałam się z tym trochę walczyć, ale ta sytuacja na pewno nauczyła mnie, że najlepiej czuję się, postępując w zgodzie ze sobą. Większą mam siłę, jeśli robię to, co uważam za słuszne.

Jako młoda dziewczyna nie marzyła Pani również o aktorstwie. Jak więc wszystko się zaczęło?

Dość przypadkowo, ale interesowałam się tym i podobało mi się występowanie na scenie. Ta moja zachowawczość dała wtedy o sobie znać. Gdy usłyszałam, ile osób stara się o miejsce w szkole teatralnej, od razu założyłam, że dziewczyna ze Skierniewic – jak ja – nie ma absolutnie szans. Przechodząc jednak koło Teatru Muzycznego w Gdyni, po prostu do niego weszłam. Zapytałam, co należy przygotować na egzamin, bo pomyślałam, że nie mam nic do stracenia. I się dostałam! To było na pewno największe zaskoczenie w moim życiu, sprawiło, że poszłam dalej tą drogą i odkryłam, że ten zawód jest mi pisany.

Czy mimo wszystko to wydarzenie nie podbudowało Pani pewności siebie? Ostatecznie skończyła Pani Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie, chyba najbardziej obleganą w branży.

W samo dostanie się do szkoły, szczerze, nie wierzyłam. Nawet trzy razy sprawdzałam, czy jestem pierwsza na liście z uwagi na kolejność alfabetyczną, bo do głowy mi nie przyszło, że mogłam zdobyć najwięcej punktów. Cała ta euforia jednak szybko minęła. Szkoła teatralna jest wymagająca, uczy pokory i oczekuje tak wielkiego poświęcenia, pracy nad sobą, nad każdym gestem, słowem, głosem, dykcją, ruchem, że nagle okazuje się, że człowiek musi wręcz walczyć o to, żeby wierzyć w siebie. Z drugiej strony bycie aktorem jest zawodem dość niemiarodajnym, ponieważ każdemu podoba się co innego i trudno też ocenić, co stanowi sukces w tym zawodzie.

Aktorstwo zdecydowanie może wiązać się z dużym poświęceniem. Jaki ma Pani sposób, by godzić swoją pracę z rodziną?

Wadą i zaletą tego zawodu jednocześnie jest to, że praca trwa nieregularnie. Są miesiące, kiedy wychodzę z domu o 6 rano i wracam o 20 albo 22. Wtedy jest ciężko i w życiu domowym idealnie jest mieć blisko ukochaną babcię swych dzieci (śmiech). To jest nieocenione wsparcie, które na szczęście mam od początku i bez niego nie byłabym tu, gdzie jestem. A potem z kolei przychodzi czas, że miesiąc sama zajmuję się domem, bo transza serialu się kończy i jest przerwa, a czasem specjalnie nie angażuję się w pracę, aby pobyć z bliskimi.

Co jest więc dla Pani najważniejsze w życiu rodzinnym?

Nieustający kontakt z bliskimi. Z Bartkiem (Bartosz Kasprzykowski – partner aktorki – przyp. red.) wykonujemy ten sam zawód i często ze sobą pracujemy, więc to jest łatwe. Z dziećmi trzeba o ten kontakt dbać ponad miarę. Nawet gdy jestem cały dzień w pracy, zawsze po powrocie do domu dopytuję dzieciaki, żeby wiedzieć, co robią, jaki mają problem w danej chwili, co je trapi, w czym można im pomóc. Rozmawiam z nimi o wszystkim i one też wiedzą, że ze wszystkim mogą przyjść również do mnie.

Jakie ma Pani plany zawodowe? Gdzie w przyszłości będzie można Panią zobaczyć?

Mam przerwę, ale nie tak do końca, ponieważ pracuję w tej chwili nad sztuką teatralną, którą może już w styczniu albo lutym będzie można zobaczyć w Warszawie. To dość zabawna historia o seksie napisana na dwie aktorki przez śp. Jacka Chmielnika. Zagramy razem z Katarzyną Kwiatkowską.

Przed Panią piękne chwile związane z przyjściem na świat Pani dziecka, ale też pomysły na role teatralne. O jakim projekcie Pani myśli, aby poczuć się jeszcze bardziej spełnioną?

Nie wiem, czy tak swój dorobek podsumowałaby sama Danuta Szaflarska (śmiech). Jako aktor chyba nigdy nie jest się do końca spełnionym, ale widzę też kolegów, którzy szczycą się tym, że wszystko już grali i stają się odtwórczy, powielają siebie. Ja od takiego modelu staram się być daleko, choć tak naprawdę „odciąć kupon” też mi się zdarzyło – zagrać na bazie tego, co już umiem, gdy np. na planie reżyser nie pomaga aktorowi. Generalnie jednak każdą rolę wolę traktować jak nowe wyzwanie. I czekam po prostu na takie postaci, które będą skomplikowane. Jestem już dojrzałą kobietą i wydaje mi się, że mam coś do powiedzenia. Trochę przeżyłam i tym mogę się na pewno podzielić, a co będzie, zobaczymy.

Wobec tego życzymy Pani dalszych wyzwań oraz sukcesów! Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Katarzyna Ceglińska (ITVN)

NA SERIAL „DRUGA SZANSA” ZAPRASZAMY DO ITVN W PONIEDZIAŁKI O GODZ. 21.35 (CET – BERLIN, PARYŻ) ORAZ 21.05 (CST – CHICAGO), 22.05 (EST – NOWY JORK, TORONTO).

Tamara Ariuch – polska aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna, absolwentka krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Pracowała w teatrze Ludowym w Krakowie, w teatrze Wybrzeże w Gdańsku oraz na scenie Teatru Muzycznego w Gdyni. Na dużym ekranie zadebiutowała w 1997 roku w filmie sensacyjnym Jarosława Żamojdy „Młode wilki 1/2”. W 2004 r. wcieliła się w postać panny młodej Kaśki Wojnarówny w filmie Wojciecha Smarzowskiego „Wesele”. Dużą popularność zyskała jej rola Karoliny Łapińskiej w serialu „Niania” realizowanym w latach 2005–2009. W 2008 r. zagrała Piękną Nieznajomą w serialu „Halo hans!”, a obecnie można zobaczyć ją w serialu „Druga szansa” emitowanym na antenie ITVN.

podziel się:

Pozostałe wiadomości

TOP MODEL

TOP MODEL

SZADŹ 3

SZADŹ 3

PATI

PATI

KUCHENNE REWOLUCJE

KUCHENNE REWOLUCJE

DETEKTYWI

DETEKTYWI

DZIEŃ DOBRY TVN

DZIEŃ DOBRY TVN